Tak opowiada cześć fizjoterapeutów (po szkoleniach) oraz lekarze...Oczywiście , rodzice bezkrytycznie im wierzą i powielają te same opinie.
Nie twierdzę. Może to zależy od przypadku dziecka, jak ta metoda będzie na nie wpływać ...
Jakkolwiek. Nie chcę mieć nic wspólnego z tą techniką.
Rehabilitacja metodą Vojty po szczepieniu. Autor: TheDigitalArtist, na licencji CC0 Creative Commons, pixabay.com |
Podpowiem tylko, że rodzice mogą sami na sobie sprawdzić jak odczuwa się stymulację konkretnych punktów. Proponuje, aby takie ćwiczenia wykonał ojciec dziecka na mamie. Dlatego, że to najczęściej matki ćwiczą w domu z dziećmi.
Według mnie to nie jest jakiś osty ból. To stan niekomfortowy, nieprzyjemny. Na granicy bólu i to nie bólu. Nie miałam większej chęci czuć tego co czułam.
Ciało niemowlaka jest mniejsze, delikatniejsze. W tej metodzie należy wykonywać uciski dokładnie w punkt, inaczej nie potrzebnie męczy się dziecko.
Wracając do tematu postu...
Zaczęłam ćwiczenia po 3 tygodniach. Trwało to miesiąc. W tym czasie poznałam trzy zestawy ćwiczeń. Każde wykonywane na zmianę. Prawa, lewa strona. Z wyznaczonym czasem na ucisk i zmianę.
Syn płakał, wyrywał się. Miałam świadomość, że przyglądanie się rehabilitantowi jak wykonuje swoją pracę, to nie to samo co moja amatorszczyzna .
Starałam się wykonywać poprawnie ćwiczenia. Miałam do tego nagrania z aparatu.
Bardzo szybko zorientowałam się, że syn napina się, a następnie wiotczeje. Po tygodniu praktycznie cały czas miał szkliste oczy, otępiały wzrok. Nawet specjalnie nie płakał, nie buntował się. Jakby wiedział, że nie ustąpię. Uleciało z niego życie. Leżał na stole chwilkę popłakał, a następnie patrzył przed siebie.
Nie mogłam tego wytrzymać, ale wiedziałam, że nie mogę rezygnować bo to taka efektywna metoda.
Przez miesiąc zachowanie syna w czasie sesji pogorszyło się. Po ćwiczeniach utrzymywała się przez dłuższy czas gorączka 38 stopni. Syn co raz bardziej "odlatywał". Zaraz po- kładłam się z nim do łóżka. Proponowałam pierś. Syn bezwiednie leżał. Miałam wrażenie, że "pali się od środka". Jego oczy były nie do opisania. Nie potrafię tego słowem opisać. Czułam się tak jakbym z każdym dniem traciła dziecko.
Niestety, nie nagrywałam filmów, które by rejestrowały wszelkie niepojące zachowania.
Po miesiącu powiedziałam dość. Zrezygnowałam. Stan zdrowia syna pogarszał się w czasie regularnych ćwiczeń. Taka była moje opinia.
Pytałam rożnych fizjoterapeutów, oraz kilku neurologów o Vojte . Opisywałam zaistniałą sytuację z dzieckiem.
Nie otrzymałam odpowiedzi co w czasie zajęć się działo. Dlaczego syn tak,a nie inaczej reagował...Nie dostałam skierowania na badania. Może w tamtym czasie syn powinien mięć powtórzone eeg czy jakieś inne badania... Mogę teraz tylko gdybać.
To co lekarze potrafili doskonale robić to mnie zbywać jakimiś ogólnikami albo wprost MILCZEĆ i odmawiać udzielania informacji.
Tym bardziej to niebywałe zachowanie wykształconych lekarzy, którzy tą metodę zalecają rodzicom. Gdy pojawiają się wątpliwości u rodzica, znaki zapytania- UNIKAJĄ konfrontacji. Nie interesują się dzieckiem.
Cóż...Takie są realia.
Na marginesie.
Rehabilitanci studiują kilka lat. Same kursy też pewien czas trwają. Rodziców zaś dopuszcza się do tej metody po krótkim "przeszkoleniu", które trwa pól godziny, godzinkę w najlepszym wypadku? Nie licząc się z tym, że zwyczajnie rodzic może niechcący zrobić dziecku krzywdę, szczególnie uciskając punkt w okolicy szyi, ucha, skroni.
Izabela
Zapraszam na facebooka :-)link
0 komentarze:
Prześlij komentarz