Moje podejście do szczepień? Część 1.

Absolutnie nie miałam jakichkolwiek dylematów, czy szczepić, czy nie szczepić.
Ja byłam szczepiona, cała rodzina. Każdy z nas po kolei. Więc czego tu się obawiać?

Nie posiadałam wiedzy na temat szczepień. Nawet nad tym się nie zastanawiałam tak na prawdę...Przecież od zawsze słyszałam, że szczepionki są niezbędne, są bezpieczne, tworzą płaszcz ochronny dla całego społeczeństwa.

Moje podejście do szczepień
Autor: kytalpa, na licencji CC0 Creative Commons, pixabay.com

Tyle co faktycznie  wiedziałam- zapewne jak większość z nas- że po szczepieniu może pojawić się gorączka i miejscowy odczyn, który zejdzie po jakimś czasie.

Gdy byłam w ciąży przypadkowo obejrzałam filmik pewnej youtuberki. Ta dziewczyna opowiadała jak zaszczepiła synka w 6 miesiącu życia. Opisywała perypetie, które potem się działy. Jej dalsze losy.
Nie uwierzyłam w to co usłyszałam. Uznałam, że ona szuka winnych w szczepionce, a tak na prawdę to może wina genów. Może to jakiś zbieg okoliczności.

Około 3 tygodnie przed ostatnim szczepieniem syna, na TVP2 albo na TVN w "telewizji śniadaniowej" prowadzona była rozmowa pewnej kobiety ze Stowarzyszenia związanego z autyzmem. Zapamiętałam z tego programu 2 przesłania:
- "Szczepienia nie wywołują autyzmu"
- "Rodzice nie potrafią pogodzić się z chorobą dziecka i obwiniają za to szczepienia".

Zabiegałam aby szczepienie syna odbyło się jak najszybciej według kalendarza. Miało być to drugie szczepienie dtp2, hib2, polio1.

Poszłam do przychodni, do dzieci zdrowych z nastawieniem, że już to będę mieć z głowy. Jednak lekarka odmówiła zaszczepienia, gdyż zauważyła drobną wysypkę w jednym miejscu.
Kazała mi podejść do dzieci chorych i zapytać tam lekarza czy dziecko może być dopuszczone do szczepienia.
Myślałam wówczas, że "wyjdę z siebie". Faktycznie syn miał kilka drobnych "punktów" na boczkach. Zupełnie to zlekceważyłam. Ogólnie był "zdrowy". Cieszyłam się,
że od kilku dni nie ma "żadnych objawów" jak katar, stan podgorączkowy, gorączki. Uważałam, że postępuję właściwie.

Tej lekarki nie lubiłam od początku. Była oschła, antypatyczna. Jej odmowa zaszczepienia tylko spotęgowała te odczucia.

Postanowiłam pod wpływem złości wreszcie zmienić przychodnię. W nowej przychodni umówiłam się na najbliższą środę - czyli na dzień, kiedy się szczepi.
Oczywiście zdążyłam pospierać się z pielęgniarką, która z początku chciała mnie zapisać na tydzień później na wizytę....
Osiągnęłam swój cel. Dziecko zaszczepiłam. Więcej na temat temat można przeczytać w postach:
Dzień szczepienia, kolejne dni. Część 2.
Pobyt w szpitalu po szczepieniu. Część 3.
Dwa, trzy miesiące po szczepieniu. Część 4.

To ciekawe, że  gdy mowa jest w przestrzeni publicznej o rodzicach nieszczepiących to praktycznie NIE MÓWI się o tym, ze tacy rodzice byli PRO-szczepionkowi do czasu.
Czy czytając moją historię można uznać, że  uchylałam się od szczepień? Czy można  było mnie uznać za antyszczepionkowca, wywrotowca systemu?

 Izabela

 Zapraszam na facebooka :link

About Nie szczepię

Nie szczepię
Recommended Posts × +

0 komentarze:

Prześlij komentarz